O rety! Nina sprzedaje tapety!
14 września 2015 Dominika Maciejak udostępnij
customer experience
Uwielbiam kiedy posty na tym blogu „piszą się same”. Do rzeczy. Odwiedziłam dziś poznański sklep z tapetami Nina. Wchodząc do sklepu zastałam przy ladzie grupę ludzi zajętych rozmową. Przywitałam się i czekam. Po chwili mężczyzna, którego trudno było zakwalifikować jako sprzedawcę (zapewne właściciel), zapytał mnie o cel wizyty. Kiedy odpowiedziałam czego szukam, wydelegował pracownicę jedzącą kanapkę za ladą, by pokazała mi wzorniki. Pani zaprowadziła mnie do stołu i wyjęła kilka przepastnych knig twierdząc, że z nich sobie znajdę interesujący mnie wzór. I tak zostałam z wzornikami, a sprzedawczyni wróciła za ladę (klient nie może przecież być ważniejszy od kanapki). Czekałam dłuższą chwilę w nadziei, że ktoś się mną zainteresuje. Myliłam się. Po przejrzeniu 3 wzorników podziękowałam i wyszłam. Usłyszałam jeden głos odpowiadający „do widzenia”. Stracili klienta.
https://bmpolska.com |
Pojechałam do Castoramy, gdzie zostałam dobrze obsłużona. Sprzedawca sprawdził ceny, a ja wyszłam ze sklepu z próbkami tapet, które różniły się zasadniczo od pierwotnie zakładanego wzoru.
Tyle mówi się o tym, że sieciówki wpływają na małe biznesy, że stanowią dla nich zagrożenie. Niby Salon Nina idzie z duchem czasu. Prócz sklepu stacjonarnego mają sklep internetowy i to całkiem sensowny na pierwszy rzut oka: http://sklep.nina.com.pl/. Ale co z tego jak doświadczenie, które serwują klientowi jest do bani!
Czego oczekiwałam?
- Zainteresowania mną jako klientem.
- Poznania moich potrzeb i poprowadzenia choć krótkiej rozmowy.
- Doradztwa.
- Sprawdzenia cen i dostępności.